Nasza inspiratorka Maria Montessori rozpoczynała praktykę medyczną i pracę z dziećmi jeszcze na przełomie XIX i XX wieku, w czasach kiedy wiedza o ludzkim systemie nerwowym, w szczególności mózgu, była praktycznie w powijakach. Jesteśmy jednak pewni, że gdyby wciąż żyła, tylko by przyklasnęła wykorzystaniu wiedzy współczesnej do wzbogacenia jej teorii i praktyki edukacji i wychowania. Z tą właśnie myślą sięgamy po najnowsze zdobycze neuronauki, aby stworzyć lepsze warunki, metody i programy uczenia dzieci.
W zwykłej szkole wciąż traktuje się edukację dzieci jako zbiór dyscyplin do opanowania według zadanego programu, dyscyplin o niewielkim stopniu powiązania ze sobą. Najmłodsi uczniowie na jednych zajęciach poznawać będą litery, na drugich uczyć się piosenki, na jeszcze innych przytrafi im się może jakaś gra sportowa. A jaki związek może mieć wychowanie fizyczne z nauką śpiewu i czytania? Nad tym w normalnych szkołach mało kto się zastanawia.
A przecież mózg tak nie działa. Nasze dzieci nie mają wyspecjalizowanych modułów do czytania, śpiewania i koordynacji ruchu podczas zabawy w berka. Nie wykorzystują mitycznych 10 procent mózgu. Podczas każdej z tych aktywności ich sieć neuronowa rozjarza się połączeniami obejmującymi całą korę. Każda z tych aktywności zmienia sieć, wpływając na jej pracę w przyszłości.
To chyba najważniejsza dla nas konkluzja z neuroedukacji – nauczanie zintegrowane, w którym poprzez włączenie dzieci w zajęcia artystyczne rozwijamy ich kreatywność, rozumność i chęć do nauki, sprawiamy że lepiej zapamiętują i bardziej angażują się w swoje działania. Przede wszystkim zaś ułatwiamy im przenoszenie zdobytych w jednej dziedzinie doświadczeń i umiejętności na inne obszary.
Czy jednak wiązanie ze sobą zajęć artystycznych ze wzrostem sprawności umysłowej nie jest jedynie przejawem naszego chciejstwa? W końcu na pewno przyjemnie jest mieć różnorodny, ciekawy program nauczania, ale tak od razu twierdzić, że zajmowanie się plastyką, muzyką, tańcem, sportem, rozwinie sprawność intelektualną dzieci? Czy nie widzimy tego, co chcemy widzieć?
Badania neuronaukowców pokazują nam edukatorom, że za tym co obserwujemy na co dzień w pracy z dziećmi muszą stać realne procesy biologiczne. Najbardziej zdumiewające są wyniki uzyskane przez neurologa Gottfrieda Schlauga z Harvard Medical School oraz psycholog Ellen Winner z Boston College. Prowadzili oni przez cztery lata badania nad dziećmi, które uczęszczały na regularne zajęcia muzyczne, z porównaniem do grupy kontrolnej dzieci, które takich zajęć nie miały. Przede wszystkim chodziło o ustalenie, czy nauczanie muzyki wpłynie na sprawność w pokrewnych dziedzinach, np. precyzyjną kontrolę motoryczną.
Już po 15 miesiąca okazało się, że dzieci z grupy kształconej muzycznie uzyskiwały znacznie lepsze wyniki w pokrewnych dziedzinach, a ich mózgi wykazywały wyraźne zmiany względem grupy kontrolnej. A co z dziedzinami niespokrewnionymi? Tu 15 miesięcy mogło nie wystarczyć, nie zauważono różnic – ale inne badania pokazują, że dziedziny uważane za niespokrewnione mogą mieć między sobą zaskakujące powiązania.
I tak psycholog Elizabeth Spelke z Harvardu jeszcze w latach osiemdziesiątych pisała o związku między ćwiczeniami muzycznymi a sprawnością w geometrii. Ostatnio wykazała, że już czteromiesięczne niemowlęta łączą ze sobą formy i dźwięki: generowała dźwięki różnych barw, łącząc je z obiektami na różnej wysokości. W niektórych próbach dzieci słyszały wznoszącą sekwencję nut, w innych opadającą. Gdy wysokość dźwięku była powiązana z wysokością na której znajduje się obiekt, dzieci szybko uczyły się tej relacji. W grupie kontrolnej, gdzie dzieci słyszały dźwięki i widziały obiekty odwrotnie sparowane, nie zapamiętywały tego. Zdaniem badaczki już niemowlęta są wrażliwe na relacje między dwoma kluczowymi właściwościami melodii i położenia w przestrzeni.
W takie badania włączają się też sami artyści. Mary Ann Mears, rzeźbiarka tworząca instalacje w publicznych placówkach wielu stanów USA wspomina o badaniu, w którym dwie grupy dzieci dostały po lekcji pytania na temat starożytnego Egiptu. Jedna grupa odpowiadała pisemnie, druga wpierw rysowała, a później pisała odpowiedzi. Dzieci, które rysowały, na piśmie udzielały znacznie bardziej dokładnych i zorganizowanych odpowiedzi, niż te, które od razu brały się za odpowiedź pisemną.
Warto tu też poruszyć temat dwujęzyczności w nauce – sprawność językowa to też pewna sztuka. Dzieci i dorośli które nauczyły się używać płynnie więcej niż jednego języka wykazują znacznie większą sprawność w wymagających uwagi funkcjach wykonawczych, co przekłada się na lepsze wyniki w testach inteligencji. Co ciekawe, podobny wpływ ma też nauka śpiewu.
Nie inaczej jest z tańcem – skoordynowana motoryka ciała w połączeniu z muzyką uczy dzieci obserwacji i rozwija ich zdolność skupienia się na działaniu, a to przenosi się także na inne zajęcia. Wygląda na to, że wszystko to, co zmusza poszczególne obwody mózgu w obu półkulach do współpracy, intensywnej komunikacji przez ciało modzelowate, zwiększa ogólną sprawność intelektualną dziecka.
Jeśli więc możemy zaangażować dziecko w jakąś formę sztuki, do której będzie wykazywało skłonności i na które jego umysł jest gotowy, możemy to wykorzystać do wzmocnienia rozwoju jego talentów także w innych dziedzinach.
Nauka dziecka nigdy się nie kończy – nawet we śnie jego mózg przetwarza i organizuje nowo poznaną wiedzę i umiejętności. Tym bardziej istotne jest, by dziecko po wyjściu z przedszkola czy szkoły wracało do domu rodzinnego równie przyjaznego rozwojowi jego mózgu. Nie trzeba dyplomu z neurologii ani pedagogiki, by taki dom stworzyć. Oto nasze zalecenia, które pomogą dzieciom w realizacji ich potencjału:
Jak więc widzicie, chodzi przede wszystkim o to, by nie ograniczać dziecka do pasywnego przyjmowania wiedzy i umiejętności – lecz robić wszystko, by uczyło się używać tego, co poznało, odkrywając swoje skłonności, zmieniając swój świat i siebie.